20.11.2017

O tym, że przeżyłem Cobaina

Udostępnij

Jakiś czas temu skończyłem 28 lat. Można by dyskutować nad tym, czy nie bardziej romantyczne byłoby pozostanie w kręgach 27 club po wsze czasy. Zapisanie się na kartach historii obok Cobaina i spółki brzmi dość kusząco, ale po pierwsze: nie nagrałem żadnej płyty i jedyna karta na której znalazłaby się wzmianka o moim przedwczesnym opuszczeniu szołbiznesu to byłby zapewne akt zgonu, a po drugie: mam jakieś tam plany na siebie i kolejne lata.

To chyba dość normalne i powszechne, że za czasy największego swojego rozwoju uznaje się raczej historię nowożytną i ostatnie -naście lub -dziesiąt miesięcy życia. Zastanawiam się tylko, czy nie wynika to jedynie ze zwykłej ludzkiej próżności i przeświadczenia, że jest się coraz mądrzejszym.

Znalazłbym kilka dobrych rzeczy, które zmieniły się od czasów, kiedy ten blog aktualizowany był w miarę regularnie. Nie muszę i nie chcę już nikomu nic udowadniać - jedyną osobą której cokolwiek udowadniam jest moja skromna Kamilowa osoba i planuję pozostawić to w ten sposób na jakiś czas. Staram się robić mniej rzeczy bo wypada. Mam siłę jeszcze wyjść gdzieś w (lub na) weekend, chociaż zdecydowanie częściej na tablicy Facebooka widzę zdjęcia ze ślubów, niż z imprez. Mniej bo wypada, rozumiecie.

Znalazłbym też kilka rzeczy do poprawy. Robię zdecydowanie za mało zdjęć, dużo mniej niż chciałbym. Winy upatruję w tym, że nie ekscytuję się ludźmi do tego stopnia, co kiedyś. Trochę ciężej się ostatnio do tego nastawić, ale pracuję nad tym. Na szczęście sytuację ratują zdolni znajomi, których zdjęcia mogę pooglądać i którym mogę pokibicować. Piszę też za mało, chociaż nie wiem, czy czytających moje wypociny to smuci, czy raczej cieszy. Sklejanie zdań sprawia mi radość, ale mam gdzieś ciągle w tyle głowy, że spisywanie przemyśleń i, co gorsza, dzielenie się nimi, ma w moim wieku tyle sensu, co autobiografia Justina Biebera.

Do cech, które na rozmowie kwalifikacyjnej sprzedałbym jako wadozalety, dodałbym to, że większość rzeczy, które robię, nie do końca mnie zadowalają. To ciągłe szukanie poprawy może i bywa męczące, ale na szczęście skutecznie pozwala znaleźć motywację i odciąga mi głowę od głupot. Mógłbym przecież olać wszystko i zostać blogerką.